20 grudnia,poniedziałek
Dopiero co wróciłam ze
szkoły,mieliśmy skrócone lekcje o pani od polskiego zachorowała.
Cała klasa się cieszyła chociaż nie okazywała tego specjalnie,
po za mną...i gdy pani weszła by przekazać nam te wspaniałe
wieści tylko ja jedyna z całej klasy zaczęłam krzyczeć
"hura".Nie skończyło się to dla mnie dobrze, bo dostałam
-10 pkt. za nieodpowiednie zachowanie. Zawsze mogło być gorzej i
mama mogła się pojawić w szkole w gabinecie dyrektora. Ale na
szczęście tak nie jest , a moim zdaniem nie zrobiłam nic
strasznego.
Do świąt zostały już tylko 4 dni a
ja nadal nie mam prezentów dla rodziny. Są to już trzecie święta
bez taty i powiem szczerze że nie jestem z tego zbyt zadowolona. Po
pierwsze co roku na święta jeździmy do babci,która wpycha we mnie
mnóstwo jedzenia.
Po drugie mama uważa że wigilia
powinna być spędzana w rodzinnym gronie i cieple...właśnie
dlatego zadaje jej cały czas to samo pytanie-"Po co się
rozwiodłaś?"
Po odrobieniu zadań miała przyjść
do mnie Julka ponieważ dawno się nie widziałyśmy.
Weszła a raczej wbiegła do
przedpokoju cała spocona i oznajmiła ze zabiera mnie na zakupy.
-Po co? Odrzekłam.
-No jak to po co? Musimy jakoś
wyglądać na sylwestrze.
- yyy.
Nie miałam pojęcia o żadnej zabawie
sylwestrowej , i nie wiedziałam co na ten dzień planuje. Nie byłam
osobą zorganizowaną , zawsze się spóźniałam i wszystko gubiłam,
a tym bardziej nie planowałam nic ,gdyż można się potem bardzo
rozczarować. Wiem to z mojego doświadczenia.
Ale pomyślałam że przejdę się i
korzystając z okazji rozejrzę się za prezentami.
Ubrałam się i wyszłyśmy. Był to
jeden z popołudni w którym mama miała wolne,co nie rzadko się to
zdarza i zawsze siedzę z Mikołajem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz