Patrycja z wrażenia zaniemówiła. Nie było dnia, by o
nim nie marzyła. Czasami pisali sms-y, ale przeważnie o tym, co jest na
zadanie. Nie spodziewała się z jego strony takiego zachowania.
- Że co proszę? - oburzyła się Andżelika.
- Tak! Właśnie tak! - odpowiedział zdecydowanym tonem.
Wziął Patrycje za rękę i weszli do szatni.
- Naprawdę? - zapytała zaskoczona.
- Tak, a czemu nie?
- Przecież nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy tak...
bliżej. - powiedziała niezdecydowanie.
- Kiedyś pisałem do ciebie cały czas na Gadu-Gadu, ale
nigdy nie byłaś dostępna.
- Ale ja nie mam GG... Kto ci go podał?
- Andżelika...
- To pewnie dlatego ten numer nie był dostępny.
Nagle Aleksowi zadzwonił telefon. Po krótkiej rozmowie
oznajmił Patrycji:
- Muszę już iść. Do zobaczenia jutro - musnął ją w
policzek.
Patrycja wzięła kurtkę z szatni i wyszła na zewnątrz.
Karina czekała już na nią przed szkołą.
- Andżelika podała mu mój numer Gadu- Gad. -
wykrztusiła.
- Przecież ty nie masz GG - odpowiedziała lekko
zdziwiona.
- No właśnie! Podała mu zły.
- A to wredna żmija! - zdenerwowała się.
- To jest nieistotnie. Ważne, że Aleks zaprosił mnie na
bal! A ty z kimś idziesz?
- Nie... - szepnęła.
- Dlaczego? Nie masz z kim? Nie martw się znajdziemy ci
kogoś. To nie takie trudne, ale wiesz...
W połowie przerwała jej Karina.
- Nie o to chodzi. Może chodź do parku, porozmawiamy.
- Okej.
Dziewczyny szły w milczeniu. Patrycja nie miała
pojęcia, o co chodzi, ale domyślała się, że na pewno nie było to coś dobrego.
Kiedy doszły do zaplanowanego miejsca, usiadły na ławce. W końcu Karina
powiedziała: - Mój brat zginął w wypadku samochodowym dwa miesiące temu.
Patrycja zaniemówiła. Nabrała powietrza do płuc i
wypowiedziała lekko drżącym głosem.
- Mój brat też umarł...
Nagle w cichym, spokojnym parku rozpętała się burza.
Ale nie taka z piorunami i deszczem, ale burza uczuć. Niestety, nie tych
pozytywnych, ale okrutnych. Dziewczyny płakały... Nie można bliżej określić,
jak długo to trwało. Karina przytuliła mocno Patrycje do siebie i... dalej
szlochały.
- Jak...? - zapytała drżącym głosem Karina.
- Nie wiadomo... Urodził się i trzy miesiące później
zmarł.
- Kiedy dokładnie?
- Drugiego stycznia.
- Mój braciszek 12 stycznia... Trochę podobnie...
- A ile miał lat?
- Młody był... 14 lat.
Obie zaczęły znowu płakać. Nic nie mówiły, po prostu
płakały.
- Ale wiesz co? Przestańmy. Oni są w niebie, szczęśliwi
jako anioły. Na pewno patrzą na nas z góry. Po śmierci Bartka wyciągnęłam ręce
do Boga w mojej ogromnej rozpaczy, a on je chwycił i... żyję - przynajmniej
próbuję. Myślałam, że będzie lepiej, ale niestety, tak nie jest. Każdego
wieczora zastanawiam się, co by było, gdyby żył. Wiem, że byłby ze mną, wiem,
że teraz też tak jest, ale… A twój braciszek chociaż, taki malutki też czuwa
nad tobą jako osobisty anioł stróż.
Patrycja wsłuchiwała się w słowa Kariny z taką uwagą,
że łzy przestały jej już napływać od oczu.
- Nie wiem, co powiedzieć. Dziękuje ci za te słowa...-
objęła Karinę.
Wracając
z parku, dziewczyny chwyciły się za ręce. Karina wskazywała puszyste obłoki na
niebie: - Popatrz tam - pokazała na jedną z bielutkich chmurek. - Właśnie na
niej siedzą sobie nasi braciszkowie i patrzą na nas z góry. Na pewno by nie
chcieli, byśmy pogrążały się w rozpaczy.
- Masz rację. Dziękuje.
- Nie ma za co.
- Jesteś moją prawdziwą przyjaciółką. Nie dość, że
pomagasz mi w szkole, to jeszcze
wspierasz mnie w tak ciężkiej sytuacji.
- Ty też jesteś moją przyjaciółką. Nawet nie wiesz, jak
mi pomagasz! Jesteś pierwszą osobą, której się zwierzyłam. Nikt ze szkoły
oprócz nauczycieli nie wie o tym, że mój brat... zginął.
Rozmawiały jeszcze długo. Jednak bez łez i szlochów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz